niedziela, 1 marca 2015

Rozdział 2

Nie wiem od czego zacząć...
Ten rozdział pisałam już od momentu, kiedy skończyłam poprzedni, ale jednak nie mogłam przez niego przebrnąć. Ciężko było mi rozpocząć tę historię, nie mogłam się ruszyć :/
Przepraszam, że musieliście tyle czekać.
Nie wiem, czy się Wam spodoba, ale pierwsze rozdziały muszą być takie, żeby później mogło się coś wydarzyć.
To Wasze komentarze ostatecznie mnie zmotywowały, więc dziękuję Wam :)
Pozdrawiam
Cassandra

Ps. Postanowiłam pisać z kilku różnych perspektyw, żeby było ciekawiej :)

James

- James! - usłyszałem pisk i masa blond włosów zasłoniła mi pole widzenia. 
- Hej, Ann. - uśmiechnąłem się rozpoznając siostrę i okręciłem ją dookoła unosząc kilka centymetrów nad ziemię. Po raz kolejny zapiszczała jak mała dziewczynka. - Jak było u babci Victorii?
- Zajebiście. - odpowiedziała kiedy już ją postawiłem. - W ogóle babcia Vic jest zajebista.
- Język. - powiedziała mama, ale uśmiechnęła się i przytuliła Ann, która później pocałowała tatę w policzek, a on ją objął i powiedział:
- Miałaś wysłać sowę jak wrócisz, pamiętasz?
- Wysłałam! Ale wróciłam dopiero jakieś pół godziny temu i jeszcze pewnie nie dotarła.
Tata pokręcił głową i uśmiechnął się.
- James, skarbie, idź skończyć się pakować. Ty też, Annie. - przypomniała nam mama.
- Ja jestem gotowa. Spakowałam się przed wyjazdem i dorzuciłam już część rzeczy, które miałam u babci Vic. - odparła Annabeth wzruszając ramionami. - Ale chodź J, pomogę ci. Pewnie wszystko masz byle jak poupychane i nie spakowałeś połowy książek. - ruszyła ze mną po schodach. - Poza tym opowiem ci co robiłyśmy. - dodała już ciszej, tak żebym tylko ja usłyszał. Parsknąłem śmiechem.
- No to jak było? - zapytałem kiedy byliśmy już sami w moim pokoju.
- Zajebiście. - odparła rzucając się na moje łóżko. 
- To już słyszałem. - powiedziałem kładąc się obok niej. - Co robiłyście?
Ann usiadła szybko po turecku i zaczęła opowiadać machając rękami.
- Anna jest boska! Powiedziała, że możemy robić co chcemy i dom jest do naszej dyspozycji, a ona jedzie do swojego nowego narzeczonego, do Francji na trzy tygodnie!
- Czekaj, kim jest Anna?
- To babcia Vic. Ona od zawsze mówiła jej po imieniu i mi też kazała. 
- I siedziałyście same przez trzy tygodnie?
- Tak. - pokiwała głową, ale uniosła brwi i uśmiechnęła się krzywo, patrząc w bok.
- Ile było imprez?
- Pięć... A nie, czekaj, sześć. A przynajmniej tyle pamiętam. - parsknąłem śmiechem i ona odpowiedziała mi tym samym.
- Byli chłopcy? - zapytałem udając powagę.
- A słyszałeś o jakiejś dobrej imprezie bez chłopców? - odpowiedziała pytaniem unosząc brwi.
- Nie... A przynajmniej na żadnej nie byłem. - odparłem również unosząc brwi.
- Nie mów rodzicom. - zastrzegła patrząc na mnie tymi niebieskimi oczami, w których kryło się szczere przerażenie, że rodzice mogliby odkryć co ich córka robi w wakacje.
- A co? Przespałaś się z kimś? - spojrzałem na nią przymrużonymi oczami.
- Nie! - krzyknęła i zaczęła kręcić głową. - Nie, nie, nie, nie! Wiesz, że nie chce, żeby tak to wyglądało. Spójrz na mamę i tatę. Raz poszli do łóżka na imprezie i BUM! Pojawił się Al. Myślisz, że po piętnastu latach życia z takim bratem byłabym zdolna wpaść? Trzeba by mnie było upić do nieprzytomności, oszołomić, spetryfikować i rąbnąć w głowę czymś ciężkim, a na koniec rzucić imperiusa!
Wybuchnęliśmy śmiechem. Tak, Al nie jest dobrą zachętą do seksu na imprezie.
- No dobra. - otarła łzy śmiechu, które pojawiły się w kącikach jej oczu. - Chodź, pomogę ci się spakować, bo z tego co widzę wcale nie przesadzałam z tym co mówiłam przy rodzicach.

***

Alicia

Razem z rodzicami przyjechaliśmy na Kings Cross pół godziny przed czasem. Teraz jest dziesiąta pięćdziesiąt, a Jamesa dalej nie ma! No, do cholery! O, jest!
- James! - krzyknęłam i pomachałam do niego nad tłumem ludzi pomiędzy nami. - Tutaj!
Zauważył mnie i podbiegł do nas z rodzicami i Ann. Zanim zdążyliśmy się przywitać piętnastolatka rzuciła mi się na szyję. Roześmiałam się. Zawsze tak się zachowywała.
- Hej, Ann. - powiedziałam. - Jak było u babci Victorii?
- Zajebiście. - odparła i odsunęła się ode mnie z uśmiechem.
 Teraz James mnie uściskał.
- Odpowiada tak za każdym razem. - usprawiedliwiał siostrę. - Pewnie później opowie ci wszystko ze szczegółami, których mi oszczędziła.
- Jasne. - parsknęłam śmiechem. Annabeth zawsze spowiadała się Jamesowi ze wszystkiego, tak jak ja Alex.
Później przywitałam się z ciocią i wujkiem. Kiedy już mieliśmy wsiadać zobaczyłam GO. Jacob szedł wzdłuż peronu razem ze swoimi rodzicami i Victorią. To znaczy, że wrócił wczoraj do domu. Wszyscy się przywitaliśmy, a Jacob stał z tym swoim aroganckim uśmieszkiem na twarzy. 
- Dzień dobry, Jake. - przełamała się moja mama.
- Dzień dobry. - skinął głową jej i tacie, którzy wciąż patrzył na niego podejrzliwie ale i z bólem.
Kiedyś dobrze dogadywał się z Jakiem, w końcu był jego chrzestnym. Fakt, że syn jego najlepszego przyjaciela był takim gnojkiem bardzo go bolał. Przez chwilę staliśmy w nerwowej ciszy, aż rozległ się gwizd, oznaczający, że pociąg odjeżdża za pięć minut. Po szybkim pożegnaniu, ostatnich ostrzeżeniach i prośbach, wsiedliśmy do środka. Razem z Jamesem ruszyliśmy korytarzem między przedziałami w stronę ostatniego wagonu, gdzie zazwyczaj siadały najstarsze klasy, a Victoria i Ann poszły szukać swoich znajomych. Jake zniknął. Jakoś specjalnie mnie nie interesowało, gdzie poszedł. Szliśmy nie odzywając się do siebie, aż usłyszeliśmy wołanie Alex:
- Ali! J! Tutaj!
Weszliśmy do przedziału, w którym siedzieli nasi przyjaciele - Alex i Nate. Po powitaniu rozpoczął się słowotok dziewczyny:
- I jak wakacje? U mnie było cudownie, naprawdę! Al, jak ci opowiem o takim jednym Rogerze, to padniesz, serio! Dobra, ale na razie mniejsza z tym, słyszałam plotki, podkreślam, że to były tylko plotki, bo naprawdę nie chciałabym, żeby była to prawda, że Jacob wrócił. Nie widziałam go, ale może wy...? Albo słyszeliście, że jednak nie, proszę, powiedz, że to plotki!
- Alex, oddychaj. - upomniał ją Nathaniel, ponieważ powiedziała to wszystko na jednym wdechu.
Zrobiła to i dzięki temu udało mi się odpowiedzieć.
- To wszystko prawda - niestety.
- Kurwa. - wyrwało jej się, a my mimo wszystko parsknęliśmy śmiechem.
Zawsze śmieszyło nas to, że Alex, malutka, śliczna, dziewczęca, przeklinała częściej i gorzej niż większość chłopców z naszego roku.
- I co się szczerzycie, hę? Zaraz pójdę i powiem mu, co o nim sądzę... - już zaczęła się podnosić, kiedy James ją przytrzymał.
- Nie warto, Lexie. - westchnął. - Dajmy temu spokój. Nic na to nie poradzimy, a tylko będziemy się denerwować. Ali, opowiedz im o wczoraj.
Więc opowiedziałam. Co jakiś czas James wtrącał coś o czym zapomniałam. Widziałam jak Alex gotuje się ze złości. Dziewczyna ogólnie jest i zawsze była bardzo emocjonalna, ale tak działają na nią tylko Jake i profesor Trelawney. Po tym przeszliśmy do przyjemniejszych tematów, głównie po to, żeby ją trochę uspokoić. Kiedy w końcu nam się udało odetchnęliśmy z ulgą i atmosfera się rozluźniła. Jakiś czas później powiedziałam, że chyba pójdę  się przewietrzyć i wyszłam z przedziału. Postanowiłam trochę się przejść, może spotkam kogoś znajomego...  

***

Jacob

Pociąg jechał już od kilku godzin. Tak naprawdę nie sądziłem, że jeszcze kiedyś to zrobię, że pojadę do tej szkoły. Ale to już nie był mój wybór, nie miałem na to wpływu. Westchnąłem i wyszedłem z przedziału, zostawiając w nagą dziewczynę w środku. Otworzyłem okno na korytarzu i wyjąwszy paczkę z kieszeni kurtki, zapaliłem papierosa. Wydmuchnąłem dym na zewnątrz i patrzyłem, jak powoli znika. 
- Jake... - odwróciłem się, w kierunku głosu, który usłyszałem. - Nie wiedziałam, że wróciłeś.
Przede mną stała dobrze mi znana blondynka. 
- Katie - kiwnąłem jej głową.
- Mogłeś chociaż dać jakiś znak ... Wysłać sowę... - powiedziała cicho, patrząc na mnie przymrużonymi oczami. - Martwiłam się o ciebie...
Prychnąłem.
- Ty się martwiłaś? Bardzo zabawne.
- Brakowało mi ciebie. - zdawała się nie słyszeć mojej uwagi. - Minęło ponad pół roku... Myślę, że mamy dużo do nadrobienia... - spojrzała na mnie uwodzicielsko i przygryzając wargę, ruszyła w kierunku kolejnego pustego przedziału. 
Poszedłem za nią i zabezpieczyłem drzwi zaklęciem. Kiedy odwróciłem się do niej przodem, od razu do mnie przylgnęła. Wsunąłem ręce pod jej krótką spódniczkę i uśmiechnąłem się pod nosem. Może ten rok nie będzie jednak taki zły...
  

5 komentarzy:

  1. Oooo w końcu rozdział :D Niezły ;) Jestem ciekawa co będzie dalej ;)
    Pozdrawiam Aga W :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepiękny rozdział. Miałaś super pomysł na kontynuację. Kiedy można się spodziewać nexta?

    OdpowiedzUsuń
  3. Niezły rozdział. :)
    Pomysł na kontynuacje jest ciekawy i oryginalny.
    Jacob: "Tak naprawdę nie sądziłem, że jeszcze kiedyś to zrobię, że pojadę do tej szkoły. Ale to już nie był mój wybór, nie miałem na to wpływu."
    Kto wpłynął na jego decyzję? Rodzice czy może ktoś inny? :P
    Zachowanie Jake'a jest dziwniejsze od Draco w latach szkolnych. Może też jest dlatego, że w większości opowiadań poznaliśmy sytuacje Malfoy'a i przynajmniej niektórzy go zrozumieli. Tak, więc czekam na wyjaśnienia.
    Nie każ mi długo czekać, :3
    Naprawdę wciągnęłaś w nową, świeżą historię. Mam tylko nadzieje, że będziesz dalej pisać.
    Z niecierpliwością oczekuje nexta!
    Weny.
    Pozdrawiam,
    Darknessi

    OdpowiedzUsuń
  4. Wciaz czekamy... i nie przestaniemy no a przynajmniej ja, ale prosze dodaj cos szybko. Masz gwiazdke na zachete i weny, duzo weny zycze ☆★☆
    Czekam :)
    ~K

    OdpowiedzUsuń